niedziela, 1 czerwca 2014

Zmierzch nad gruzowiskiem - czyli epilog 14.01.1945r.

Jedna z hal wybudowana w latach 1937-38, w której przed wojną były montowane czołgi 7tp, zaś w styczniu 45 roku nie udało się jej niemcom wysadzić dziąki akcji AK, w ostatnim tygodniu została zrównana z ziemią.




Poniższy tekst pochodzi ze strony http://www.sppw1944.org/

Po kapitulacji powstania większość walczących w liczbie około 16.000 poszła do niewoli niemieckiej wraz z dowódcą Armii Krajowej gen. "Borem" Komorowskim. Przed podpisaniem kapitulacji gen. "Bór" uzgodnił z gen. Okulickim "Niedźwiadkiem", że ten zostanie w kraju i będzie kontynuował działalność konspiracyjną i walkę z Niemcami. 4 października gen. "Niedźwiadek" wraz z płk. "Radosławem" wymknęli się wśród ludności cywilnej z Warszawy. Wraz z nimi wyszło z Warszawy w podobny sposób około 3.500 żołnierzy, w tym wielu członków Kedywu.
         Wielu ocalałych kolegów z "Miotły" nie poszło do niewoli, dostali oni rozkaz powrotu w teren i nawiązania łączności. Bardzo serdecznie się z nimi przywitałem. Nawiązał z nami łączność dowódca ppor. Kazimierz Jackowski "Torpeda". Dostaliśmy po 10 dolarów żołdu a ja dostałem awans na sierżanta podchorążego. Wszyscy podchorążowie, którzy dotrwali do kapitulacji otrzymali awans na podporuczników. Grupa nasza po odtworzeniu struktur dostała rozkaz wyjazdu do Częstochowy dla ochrony Komendy Głównej Armii Krajowej. Propozycję otrzymałem również i ja ale czułem się niezbyt zdrowy po zranieniu więc odmówiłem. Dowódca z tego powodu miał do mnie żal. W zaistniałej sytuacji pozostałem w konspiracji w terenie. Część żołnierzy podjęło działalność konspiracyjną w rejonach podwarszawskich.




Jan Romańczyk 1945

         Po pewnym czasie zgłosiła się do mnie łączniczka bym zameldował się w Piastowie na spotkanie z ppor. Sewerynem Skowrońskim "Anatolem". Omawialiśmy sprawy organizacyjne i dostałem polecenie utrzymywania łączności z kolegami, którzy zostali w terenie. "Anatol" powiedział mi, że "Torpeda" został zawieszony w pełnieniu funkcji dowódcy plutonu i ja przejmę jego obowiązki. Nie przyjąłem tego do wiadomości. Powiedziałem, że dowódca plutonu ma swego zastępcę i nie ja nim jestem. Nie mogę samozwańczo ogłosić się dowódcą oddziału. Mogę natomiast skontaktować "Anatola" z zastępcą "Torpedy" Władysławem Długołęckim ps. "Borek". Doprowadziłem do spotkania "Borka" z Leszkiem Niżyńskim ps. Niemy", reprezentującym "Anatola".
         Niemcy robili obławy i wywozili młodych ludzi złapanych do Niemiec. Był obowiązek chronić się przed taką ewentualnością. Fabryka w Ursusie była filią Dulagu (obozu przejściowego) w Pruszkowie. Tu przywozili ludność cywilną wypędzoną z Warszawy po powstaniu, a potem rzeczy zrabowane z mieszkań. Do sortowania tych rzeczy zatrudniano ludzi z terenu Ursusa. Ci donosili, że Niemcy minują zakład. Zakładają miny pod każdym filarem we wszystkich halach. Na terenie fabryki stało działo kolejowe.
         Na święta Bożego Narodzenia do Ursusa wrócił z Częstochowy ppor. "Torpeda" z żołnierzami ze swego plutonu. Po świętach "Torpeda" wraz ze swoją grupą pojechał z powrotem do Częstochowy. Niestety nie udało mu się nawiązać kontaktu z organizacją. W tej sytuacji wszyscy wrócili do Ursusa. Dołączyli do nich żołnierze plutonu, którzy ranni pozostali na terenie Ursusa. Zaczęliśmy robić plany uratowania fabryki. Z komórek wywiadowczych "Torpeda" otrzymał potwierdzające informacje, że Niemcy przygotowują wysadzenie w powietrze hal produkcyjnych fabryki Państwowych Zakładów Inżynierii w Ursusie. Saperzy niemieccy zaminowali cały teren fabryki łącząc poszczególne ładunki skomplikowanym systemem detonatorów.
         W pierwszych dniach stycznia 1945 r. "Torpeda" zorganizował w swoim domu przy ul. Mickiewicza w Ursusie odprawę plutonu. Zapoznał żołnierzy z sytuacją polityczno-wojskową i niemieckimi planami wobec fabryki w Ursusie. Chcąc im zapobiec wydał odpowiednie rozkazy. Część żołnierzy miała rozpoznać, gdzie są rozmieszczone ładunki, jaki jest stan załogi niemieckiej i jakie są drogi dojścia. Inni mieli nawiązać kontakt z ludźmi ze Straży Pożarnej i RGO, którzy mieli dostęp do hal fabrycznych. Ci ostatni zajmowali się wówczas likwidacją pozostałości po Dulagu. Wstępny termin przeprowadzenia akcji ustalono na 10.01.1945 r. Termin i miejsce następnej odprawy miało być podane przez łączniczkę. Podejmując działania związane z ratowaniem fabryki "Torpeda" prawdopodobnie nie wiedział o fakcie swojego zawieszenia jako dowódcy.
         10.01.1945 odbyła się następna odprawa w lokalu przy ul. Orlicz-Dreszera 15. Poszczególni sekcyjni złożyli meldunki z przeprowadzonego rozpoznania. Ze szkiców sytuacyjnych wynikało, że zostały zaminowane wszystkie hale produkcyjne fabryki oraz dwa wiadukty kolejowe na trasie Włochy-Gołąbki. Stan jednostki niemieckiej stacjonującej w fabryce został oceniony na 30 ludzi. W nocy przebywali oni raczej w biurowcu.
         "Torpeda" polecił każdemu z dowódców grupy aby przedstawił swój plan działania. Po wysłuchaniu propozycji i przeprowadzonej dyskusji "Torpeda" wydał odpowiednie rozkazy. Do akcji rozminowania PZInż. "Ursus" i wiaduktów wyznaczył 3 grupy.

         Pierwsza grupa w składzie "Żmudzki" + trzech miała wejść na teren fabryki od domu Kosińskich.

         Druga grupa w składzie "Żelazny" + trzech miała wejść na teren fabryki koło domu, gdzie mieszkała dr Ulawska.

         Trzecia grupa dowodzona przez "Wilka" miała wejść za Modelarnią od strony drogi biegnącej na Szamotuły wzdłuż ogrodzenia fabryki.

         Całością akcji dowodził bezpośrednio "Torpeda".

         Dwie pierwsze grupy były grupami minerskimi. Ich strefy działania były następujące:
         - pierwsza grupa: montaż z narzędziownią, stacja kompresorów oraz część oddziału mechanicznego,
         - druga grupa: odlewnia, kuźnie, hartownia i pomoc na oddziale mechanicznym,
         - trzecia grupa: ubezpieczała wjazd i biurowiec gdzie przebywali Niemcy.

         Drogi odwrotu tak jak dojścia a droga awaryjna za kuźnią na wieś Szamotuły.

         "Torpeda" zarządził stan pogotowia bojowego. Poszczególne grupy miały mieć broń w pogotowiu i narzędzia potrzebne do prac przy rozminowaniu. Dowódcy grup mieli przećwiczyć z żołnierzami wykonanie zadania. Pracę ułatwiał fakt, że prawie wszyscy byli wieloletnimi pracownikami fabryki. Nastąpił czas intensywnego szkolenia i wyczekiwania.
         13.01.1945 r. przyszedł rozkaz. Po północy 14 stycznia miało zostać wykonane zadanie rozminowania hal produkcyjnych fabryki "Ursus". Zgodnie w przyjętymi w rozkazie danymi wszystkie grupy przeniknęły na teren fabryki i przystąpiły do wykonania zadania bojowego. "Miotlarze" niszczeli sieć powiązań przewodów między poszczególnymi gniazdami ładunków wybuchowych oraz kable do odpalania tych ładunków z zapalarki elektrycznej.



Plan sytuacyjny akcji w Ursusie

         Minerzy niemieccy do zaminowania fabryki użyli całą gamę ładunków, poczynając od bomb lotniczych i granatów moździerzowych do materiału typowo minerskiego - trotylu w kostkach w opakowaniu z ebonitu. Zamiast zapalników uderzeniowych założono materiał wzbudny tzw. "cykorię" (wyglądem i kolorem opakowania łudząco przypominającą cykorię do kawy), w której umieszczono spłonki detonatorów. Oprócz połączeń do zapłonu przy pomocy elektrycznej zapalarki, poszczególne gniazda połączono lontami: zwykłym - czarnym i błyskawicznego spalania - zielonym.
         Dowódca plutonu, oficer saperów, z zawodu elektryk pokazywał w każdej hali jak niszczyć kable i usuwać spłonki detonatorów. W halach wydziałów mechanicznego, montażu, kuźni i hartowni ładunki wybuchowe były przymocowane do słupów konstrukcji nośnej w szachownicę. Instalacje do odpału ładunków biegły po estakadach, po których dawniej szły kable elektryczne do napędu maszyn i urządzeń.
         Noc była jasna. Wszędzie leżał śnieg, był mróz około - 8 st C. Nikt z uczestników akcji nie czuł zimna - emocja i co tu dużo mówić - strach, choć ubezpieczenie czuwało. Ciężka mozolna praca trwała do świtu. Na konie rozbrojono ładunki wybuchowe.
         Poszczególne grupy zaczęły przemieszczać się w kierunku przejść w parkanie. Ostania odeszła grupa osłonowa. Sekcje udały się na kwatery a sekcyjni na odprawę. Pierwsza część rozkazu została wykonana. Ładunki wybuchowe zostały rozbrojone a węzły minerskie zniszczone. Aby zniszczyć fabrykę Niemcy musieliby od początku rozpocząć całą pracę minerską. A na to nie mieli czasu. Od południowego wschodu słychać było dudnienie armat.
         Na odprawie "Torpeda" podziękował za akcję i powiedział, że została do wykonania druga część rozkazu - wiadukty. Do rozbrojenia ładunków wybuchowych na wiaduktach wyznaczył dwie 4-osobowe sekcje. Pierwsza sekcja saperów miała rozminować kolejno wiadukty, druga sekcja stanowiła ubezpieczenie. Dowództwo nad całością sprawował również "Torpeda".
         Saperzy po nasypie wdrapali się na wiadukt a następnie na belki nośne wiaduktu, gdzie na półkach leżały przymocowane ładunki wybuchowe. Po około 40 minutach pracy ładunki zostały rozbrojone. Pozostał wiadukt nad torami do Pruszkowa. Po przejściu około 200 m. zauważono wyraźnie na tle nieba maszerującą po nasypie "streif'ę" niemiecką. Padła komenda por. "Torpedy": "Do baraków, przygotuj broń". Niemiecki patrol przechodzi dalej po nasypie, znikając za zakrętem.
         Ze względu na wstający świt akcja w tym dniu została odwołana. Niestety następnego dnia Niemcy wysadzili wiadukt nad torami do Pruszkowa. Ocalał tylko drugi, wcześniej rozminowany.
         W dwa dni po rozminowaniu hal fabrycznych radość po spełnieniu żołnierskiej powinności została w godzinach wieczornych zakłócona przez potężny wybuch. "Sprengkomando" wysadziło pozostałe pociski do działa kolejowego. Były one składowane naprzeciw odlewni żeliwa pomiędzy ambulatorium a zasiekami na masy formierskie. Z powodu wybuchu ucierpiały: odlewnia żeliwa, budynek stołówki i magazyn materiałowy; w całej fabryce i okolicznych domach wyleciały szyby. Reszta fabryki jednak ocalała.

         W akcji rozminowywania PZInż "Ursus" wzięli udział żołnierze "Miotły":
         Kazimierz Jackowski ps. "Torpeda"
         Bonifacy Dłużniewski ps. "Żmudzki"
         Tadeusz Gabrysiak ps. "Kubiński"
         Zenon Jackowski ps. "Adam Horski"
         Czesław Józiak ps. "Żelazny"
         Juliusz Kania ps. "Jan"
         Zdzisław Klimaszewski ps. "Wicek"
         Antoni Olszewski ps. "Wilk"
         Jan Olszewski ps. "Antek"
         Zbigniew Osuch ps. "Pirat I"
         Jan Pęczkowski ps. "Kamiński"
         Józef Powroźnik ps. "Pirat II"
         Jan Romańczyk ps. "Łata"
         Ochocki ps. Wujcio"


Jan Romańczyk 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Herb Ursusa

Obecny herb został wprowadzony w 1997 roku, porównując go z jego poprzednikiem zauważymy istotną zmianę w symbolice. Poprzedni herb Ursusa odwoływał się do nazwy miasta poprzez wizerunek niedźwiedzia, a także do jego przemysłowej genezy, przez umieszczenie go na połówce koła zębatego. Aktualnie obowiązujący herb, podobnie jak jego poprzednik nawiązuje do nazwy, lecz zamianie uległ drugi symbol. Zamiast koła zębatego, jako piedestału dla niedźwiedzia, w łapach miśka znalazła się Oksza(topór). Ma to być ponoć nawiązanie do historii Ursusa, gdyż właśnie Oksza miała być herbem rodowym Czechowskich, którzy w XVI wieku posiadali część dzisiejszego Ursusa, a ówczesnych Czechowic. W tym miejscu muszę zauważyć, że wtedy była to nic nieznacząca wioska, a samej rodzinie Czechowskich dzisiejszy Ursus absolutnie nic nie zawdzięcza, ani nie znaczą w jego historii nic szczególnego. W przeciwieństwie do fabryki, dzięki której Ursus zaczął się urbanizować. Skąd więc ta zmiana? Może po prostu ówcześni włodarze dzielnicy wstydzili się historii tego miejsca, a może wynika to z ich ignorancji… Jak by nie było, obecny herb używany jest już od kilkunastu lat i zdaje się, iż mało kogo interesuje co przedstawia.


piątek, 1 lutego 2013

Miejski System (dez)Informacji

Koncepcja systemu być może i była słuszna, ale wykonanie przeprowadzono bardzo abstrakcyjnie. Czy za X lat dorastające dziś dzieci dzieci będą znać nazwę swojej okolicy, skoro od urodzenia widzą kłamliwe tabliczki?

Rzeczywistość:
Kontra MSI:

poniedziałek, 29 października 2012

Obrońców Helu


Jedna z moich ulubionych ulic Starego Ursusa, niestety na swój sposób dość pechowa. Dawniej co roku w okresie letnim na rosnących tu drzewach licznie gromadziły się szpaki... Dziś zaś ciężko jest mi patrzeć na oszpecone styropianem budynki. Chyba tylko ten, który ledwo uchwyciłem z prawej strony kadru trzyma jeszcze jakikolwiek poziom estetyki.

piątek, 5 października 2012

...

Trochę inaczej sobie wyobrażałem to jak będę prezentował treści na tym blogu, ale cóż...
Trudno wyobrazić sobie moje zdumienie gdy to ujrzałem. To zresztą chyba jedyny pozytywny aspekt przeprowadzonego jakiś czas temu "remontu" stacji.

Chciałbym zapowiedzieć, o ile oczywiście starczy mi zapału i czasu, cykl zdjęć porównawczych z Ursusa. Będą to głównie zestawienia ze Starego Ursusa i z Zakładów Mechanicznych. Jako przystawkę zaserwuję zdjęcia z lotu ptaka:

15.09.1944r.

i dziś