Poniższy tekst pochodzi ze strony http://www.sppw1944.org/
Po kapitulacji powstania większość walczących w liczbie około 16.000 poszła do niewoli niemieckiej wraz z dowódcą Armii Krajowej gen. "Borem" Komorowskim. Przed podpisaniem kapitulacji gen. "Bór" uzgodnił z gen. Okulickim "Niedźwiadkiem", że ten zostanie w kraju i będzie kontynuował działalność konspiracyjną i walkę z Niemcami. 4 października gen. "Niedźwiadek" wraz z płk. "Radosławem" wymknęli się wśród ludności cywilnej z Warszawy. Wraz z nimi wyszło z Warszawy w podobny sposób około 3.500 żołnierzy, w tym wielu członków Kedywu.
Wielu ocalałych kolegów z "Miotły" nie poszło do niewoli, dostali oni rozkaz powrotu w teren i nawiązania łączności. Bardzo serdecznie się z nimi przywitałem. Nawiązał z nami łączność dowódca ppor. Kazimierz Jackowski "Torpeda". Dostaliśmy po 10 dolarów żołdu a ja dostałem awans na sierżanta podchorążego. Wszyscy podchorążowie, którzy dotrwali do kapitulacji otrzymali awans na podporuczników. Grupa nasza po odtworzeniu struktur dostała rozkaz wyjazdu do Częstochowy dla ochrony Komendy Głównej Armii Krajowej. Propozycję otrzymałem również i ja ale czułem się niezbyt zdrowy po zranieniu więc odmówiłem. Dowódca z tego powodu miał do mnie żal. W zaistniałej sytuacji pozostałem w konspiracji w terenie. Część żołnierzy podjęło działalność konspiracyjną w rejonach podwarszawskich.
Po pewnym czasie zgłosiła się do mnie łączniczka bym zameldował się w Piastowie na spotkanie z ppor. Sewerynem Skowrońskim "Anatolem". Omawialiśmy sprawy organizacyjne i dostałem polecenie utrzymywania łączności z kolegami, którzy zostali w terenie. "Anatol" powiedział mi, że "Torpeda" został zawieszony w pełnieniu funkcji dowódcy plutonu i ja przejmę jego obowiązki. Nie przyjąłem tego do wiadomości. Powiedziałem, że dowódca plutonu ma swego zastępcę i nie ja nim jestem. Nie mogę samozwańczo ogłosić się dowódcą oddziału. Mogę natomiast skontaktować "Anatola" z zastępcą "Torpedy" Władysławem Długołęckim ps. "Borek". Doprowadziłem do spotkania "Borka" z Leszkiem Niżyńskim ps. Niemy", reprezentującym "Anatola".
Niemcy robili obławy i wywozili młodych ludzi złapanych do Niemiec. Był obowiązek chronić się przed taką ewentualnością. Fabryka w Ursusie była filią Dulagu (obozu przejściowego) w Pruszkowie. Tu przywozili ludność cywilną wypędzoną z Warszawy po powstaniu, a potem rzeczy zrabowane z mieszkań. Do sortowania tych rzeczy zatrudniano ludzi z terenu Ursusa. Ci donosili, że Niemcy minują zakład. Zakładają miny pod każdym filarem we wszystkich halach. Na terenie fabryki stało działo kolejowe.
Na święta Bożego Narodzenia do Ursusa wrócił z Częstochowy ppor. "Torpeda" z żołnierzami ze swego plutonu. Po świętach "Torpeda" wraz ze swoją grupą pojechał z powrotem do Częstochowy. Niestety nie udało mu się nawiązać kontaktu z organizacją. W tej sytuacji wszyscy wrócili do Ursusa. Dołączyli do nich żołnierze plutonu, którzy ranni pozostali na terenie Ursusa. Zaczęliśmy robić plany uratowania fabryki. Z komórek wywiadowczych "Torpeda" otrzymał potwierdzające informacje, że Niemcy przygotowują wysadzenie w powietrze hal produkcyjnych fabryki Państwowych Zakładów Inżynierii w Ursusie. Saperzy niemieccy zaminowali cały teren fabryki łącząc poszczególne ładunki skomplikowanym systemem detonatorów.
W pierwszych dniach stycznia 1945 r. "Torpeda" zorganizował w swoim domu przy ul. Mickiewicza w Ursusie odprawę plutonu. Zapoznał żołnierzy z sytuacją polityczno-wojskową i niemieckimi planami wobec fabryki w Ursusie. Chcąc im zapobiec wydał odpowiednie rozkazy. Część żołnierzy miała rozpoznać, gdzie są rozmieszczone ładunki, jaki jest stan załogi niemieckiej i jakie są drogi dojścia. Inni mieli nawiązać kontakt z ludźmi ze Straży Pożarnej i RGO, którzy mieli dostęp do hal fabrycznych. Ci ostatni zajmowali się wówczas likwidacją pozostałości po Dulagu. Wstępny termin przeprowadzenia akcji ustalono na 10.01.1945 r. Termin i miejsce następnej odprawy miało być podane przez łączniczkę. Podejmując działania związane z ratowaniem fabryki "Torpeda" prawdopodobnie nie wiedział o fakcie swojego zawieszenia jako dowódcy.
10.01.1945 odbyła się następna odprawa w lokalu przy ul. Orlicz-Dreszera 15. Poszczególni sekcyjni złożyli meldunki z przeprowadzonego rozpoznania. Ze szkiców sytuacyjnych wynikało, że zostały zaminowane wszystkie hale produkcyjne fabryki oraz dwa wiadukty kolejowe na trasie Włochy-Gołąbki. Stan jednostki niemieckiej stacjonującej w fabryce został oceniony na 30 ludzi. W nocy przebywali oni raczej w biurowcu.
"Torpeda" polecił każdemu z dowódców grupy aby przedstawił swój plan działania. Po wysłuchaniu propozycji i przeprowadzonej dyskusji "Torpeda" wydał odpowiednie rozkazy. Do akcji rozminowania PZInż. "Ursus" i wiaduktów wyznaczył 3 grupy.
Pierwsza grupa w składzie "Żmudzki" + trzech miała wejść na teren fabryki od domu Kosińskich.
Druga grupa w składzie "Żelazny" + trzech miała wejść na teren fabryki koło domu, gdzie mieszkała dr Ulawska.
Trzecia grupa dowodzona przez "Wilka" miała wejść za Modelarnią od strony drogi biegnącej na Szamotuły wzdłuż ogrodzenia fabryki.
Całością akcji dowodził bezpośrednio "Torpeda".
Dwie pierwsze grupy były grupami minerskimi. Ich strefy działania były następujące:
- pierwsza grupa: montaż z narzędziownią, stacja kompresorów oraz część oddziału mechanicznego,
- druga grupa: odlewnia, kuźnie, hartownia i pomoc na oddziale mechanicznym,
- trzecia grupa: ubezpieczała wjazd i biurowiec gdzie przebywali Niemcy.
Drogi odwrotu tak jak dojścia a droga awaryjna za kuźnią na wieś Szamotuły.
"Torpeda" zarządził stan pogotowia bojowego. Poszczególne grupy miały mieć broń w pogotowiu i narzędzia potrzebne do prac przy rozminowaniu. Dowódcy grup mieli przećwiczyć z żołnierzami wykonanie zadania. Pracę ułatwiał fakt, że prawie wszyscy byli wieloletnimi pracownikami fabryki. Nastąpił czas intensywnego szkolenia i wyczekiwania.
13.01.1945 r. przyszedł rozkaz. Po północy 14 stycznia miało zostać wykonane zadanie rozminowania hal produkcyjnych fabryki "Ursus". Zgodnie w przyjętymi w rozkazie danymi wszystkie grupy przeniknęły na teren fabryki i przystąpiły do wykonania zadania bojowego. "Miotlarze" niszczeli sieć powiązań przewodów między poszczególnymi gniazdami ładunków wybuchowych oraz kable do odpalania tych ładunków z zapalarki elektrycznej.
Minerzy niemieccy do zaminowania fabryki użyli całą gamę ładunków, poczynając od bomb lotniczych i granatów moździerzowych do materiału typowo minerskiego - trotylu w kostkach w opakowaniu z ebonitu. Zamiast zapalników uderzeniowych założono materiał wzbudny tzw. "cykorię" (wyglądem i kolorem opakowania łudząco przypominającą cykorię do kawy), w której umieszczono spłonki detonatorów. Oprócz połączeń do zapłonu przy pomocy elektrycznej zapalarki, poszczególne gniazda połączono lontami: zwykłym - czarnym i błyskawicznego spalania - zielonym.
Dowódca plutonu, oficer saperów, z zawodu elektryk pokazywał w każdej hali jak niszczyć kable i usuwać spłonki detonatorów. W halach wydziałów mechanicznego, montażu, kuźni i hartowni ładunki wybuchowe były przymocowane do słupów konstrukcji nośnej w szachownicę. Instalacje do odpału ładunków biegły po estakadach, po których dawniej szły kable elektryczne do napędu maszyn i urządzeń.
Noc była jasna. Wszędzie leżał śnieg, był mróz około - 8 st C. Nikt z uczestników akcji nie czuł zimna - emocja i co tu dużo mówić - strach, choć ubezpieczenie czuwało. Ciężka mozolna praca trwała do świtu. Na konie rozbrojono ładunki wybuchowe.
Poszczególne grupy zaczęły przemieszczać się w kierunku przejść w parkanie. Ostania odeszła grupa osłonowa. Sekcje udały się na kwatery a sekcyjni na odprawę. Pierwsza część rozkazu została wykonana. Ładunki wybuchowe zostały rozbrojone a węzły minerskie zniszczone. Aby zniszczyć fabrykę Niemcy musieliby od początku rozpocząć całą pracę minerską. A na to nie mieli czasu. Od południowego wschodu słychać było dudnienie armat.
Na odprawie "Torpeda" podziękował za akcję i powiedział, że została do wykonania druga część rozkazu - wiadukty. Do rozbrojenia ładunków wybuchowych na wiaduktach wyznaczył dwie 4-osobowe sekcje. Pierwsza sekcja saperów miała rozminować kolejno wiadukty, druga sekcja stanowiła ubezpieczenie. Dowództwo nad całością sprawował również "Torpeda".
Saperzy po nasypie wdrapali się na wiadukt a następnie na belki nośne wiaduktu, gdzie na półkach leżały przymocowane ładunki wybuchowe. Po około 40 minutach pracy ładunki zostały rozbrojone. Pozostał wiadukt nad torami do Pruszkowa. Po przejściu około 200 m. zauważono wyraźnie na tle nieba maszerującą po nasypie "streif'ę" niemiecką. Padła komenda por. "Torpedy": "Do baraków, przygotuj broń". Niemiecki patrol przechodzi dalej po nasypie, znikając za zakrętem.
Ze względu na wstający świt akcja w tym dniu została odwołana. Niestety następnego dnia Niemcy wysadzili wiadukt nad torami do Pruszkowa. Ocalał tylko drugi, wcześniej rozminowany.
W dwa dni po rozminowaniu hal fabrycznych radość po spełnieniu żołnierskiej powinności została w godzinach wieczornych zakłócona przez potężny wybuch. "Sprengkomando" wysadziło pozostałe pociski do działa kolejowego. Były one składowane naprzeciw odlewni żeliwa pomiędzy ambulatorium a zasiekami na masy formierskie. Z powodu wybuchu ucierpiały: odlewnia żeliwa, budynek stołówki i magazyn materiałowy; w całej fabryce i okolicznych domach wyleciały szyby. Reszta fabryki jednak ocalała.
W akcji rozminowywania PZInż "Ursus" wzięli udział żołnierze "Miotły":
Kazimierz Jackowski ps. "Torpeda"
Bonifacy Dłużniewski ps. "Żmudzki"
Tadeusz Gabrysiak ps. "Kubiński"
Zenon Jackowski ps. "Adam Horski"
Czesław Józiak ps. "Żelazny"
Juliusz Kania ps. "Jan"
Zdzisław Klimaszewski ps. "Wicek"
Antoni Olszewski ps. "Wilk"
Jan Olszewski ps. "Antek"
Zbigniew Osuch ps. "Pirat I"
Jan Pęczkowski ps. "Kamiński"
Józef Powroźnik ps. "Pirat II"
Jan Romańczyk ps. "Łata"
Ochocki ps. Wujcio"
Jan Romańczyk